- No właśnie, co można robić o tej paskudnej porze roku?
Paskudnej, bo zimnej, wilgotnej, śnieżnej i cholernie długiej. A zatem…
- Można, oczywiście, przycinać gałęzie, prześwietlać korony
drzew, odśnieżać (jak ktoś ma taki podjazd jak my, to sama ta czynność
wystarczy za wszystkie atrakcje!), ale można też zrobić parę innych rzeczy,
całkiem przyjemnych:
- ulepić bałwana, jeśli śnieg dopisze (a dopisał, oj, dopisał,
ostatnio),
- zorganizować sannę, bez względu na to, jakim pojazdem, o
ile oczywiście rozmiar ogrodu na to pozwala (a nasz pozwala!).
I w to wszystko się bawimy, ale mamy też jeszcze jedną
atrakcję, która zajmuje nas dwa-trzy razy w ciągu zimy.
Najpierw był to jednorazowy wybryk z okazji świąt Bożego
Narodzenia. Bo jak święta, to warto też (w polskiej tradycji) postarać się o
dobrą, wiejską wędlinę. A dobra, to własna, samodzielnie robiona i – to chyba
najważniejsze - wędzona w ogrodowej wędzarce.
Mamy w planach wybudowanie murowanego i zadaszonego grilla z
wędzarką w zacisznym kącie ogrodu. A że długie to już plany, to jakieś trzy
zimy temu, zawstydzeni przez sąsiadów zapraszających nas do siebie na wędzenie,
postanowiliśmy zrobić tymczasową, byle jaką, ale dobrze działającą wędzarkę. I
tak powstało to, co widzicie na zdjęciach: położone niżej palenisko, około
dwumetrowa metalowa rura doprowadzająca dym i – najwyżej zlokalizowana –
beczka, w której mięsiwa okadzane są dymem.
Prowizorka, jak się patrzy, ale efekty – rewelacja!!!
Nie muszę Wam tłumaczyć, że to, co kupujemy w sklepach, to
badziewie pierwszej klasy – jak mocno wycisnąć, to poleci woda, a z reszty
zostanie niewiele. Nie mogę takich niby wędlin strawić, więc raz na parę
tygodni zabieramy się za robienie własnych przysmaków, dla których wędzenie
jest czynnością kluczową.
Jasne, wcześniej te szynki, balerony i boczki trzymam w
zalewie, by po jakichś 10-14 dniach zabrać się za wędzenie. Na tę czynność
wybieramy dzień o znośnej pogodzie, jak się uda, bo z tym bywa różnie – a więc
nie za zimno, nie za ciepło, nie za śnieżno…
Udało nam się utrafić z taką aurą tuż przed świętami i –
ostatnio – 29 stycznia. Wędliny świąteczne już pożarliśmy, więc trzeba było
odnowić zapasy. Akurat ustąpiły mrozy, w nocy dochodzące do minus 20, a ta okropna odwilż, jaką
mamy teraz, jeszcze nie zdążyła zaatakować. A zatem – okoliczności idealne.
Jak widzicie na zdjęciach – nawet psy mają okrutną radochę
przy okazji wędzenia, a cóż dopiero mówić – my…
Pawanna
PS.
Zdjęcia z wędzenia wysłałam mojemu synowi. Tak mu się
spodobało, że napisał mi to, co zamieszczam poniżej:
„Rewelacja!!! Śmiałem się do
rozpuku. Normalnie Syberia! Skojarzenia z Syberią proszę nie mylić z ilością
śniegu.
To ten klimat, a więc zardzewiała stara beczka, przykryta niehigieniczną,
osmoloną szmatą. I kobieta w rdzawym waciaku wkładająca kawał mięsiwa to tejże
beczki. Samowar, na który tych ludzi nie byłoby stać, najpewniej skradziony
Białym z jakiegoś folwarku. Psy??? Rosyjska klasyka. A na zdjęciach wyglądają,
jakby to one piły grzańca. Bałwan odjazd. Pytanie tylko, czy to lepiacze się
dogrzewali samogonem, czy to bałwan wypił za dużo?”
Pogoda u mnie wilgotna,mało słońca i nie ma śniegu super bałwan serdecznie pozdrawiam i zapraszam na poczęstunek
OdpowiedzUsuńNarobiłaś mi wielkiej ochoty na wyroby własnej produkcji. Ich smak jest nieporównywalnie lepszy od wędlin kupionych. Nie ważne jak wygląda wędzarnia, ważne, że się sprawdza. Syn ma rację, bałwan chyba za dużo wypił grzańca, bo stoi na głowie :)))
OdpowiedzUsuńKomentarz syna bezbłędny, zwłaszcza pytanie końcowe.
OdpowiedzUsuńGrunt to dobra zabawa i tak trzymaj Pawannko!
Wędzarnia porządna :) w takiej od lat wędzimy jak jest co !!!
OdpowiedzUsuńBałwan do góry nogami - chyba mu się bieguny pomieszały.
Pozdrawiam
Ja zimy nie lubię a u Was zabawa na całego :D taka zima nie jest zła!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
nic dodać ,nic ująć... syn świetnie opisał swoich rodziców, ktorym ułańska fantazja z pewnością nie jest obca:)ja mam takie beczki, więc może i my kiedyś powędzimy:)))fajnie, że chce Wam się tak chce różne rzeczy robić:)))
OdpowiedzUsuńps co tak wszyscy tej zimy nie lubią??? ma swoje uroki:))pozdrawiam:)))
Masz rację Aliszdko, jest piękna, ale zbyt długa:)
UsuńPolubiłabym Twojego syna - ma kapitalne poczucie humoru. Bałwan na głowie - po pierwszym zdjęciu myślałam, że to fotomontaż, a tu proszę! Wszyscy macie kapitalne poczucie humoru. O wędzarni mój mąż marzy już od jakiegoś czasu i tak mijają lata. Ale zgadzam się co do sklepowych wędlin-ja ich nie trawię. Używam piekarnika do pieczenia mięs, boczków i klopsów. Wiem, że to nie to samo ale smakuje. Czasem korzystamy z dobrego serca sąsiada. A tak w ogóle to jestem roślinożerna.
OdpowiedzUsuńJakbym wiedziała, że będziecie pić grzańca na śniegu to bym wpadła. Ha,ha,ha...
Dobrej nocy Aniu.
szkoda, że nie wpadłaś na grzańca, też świetnie bawiłabyś się z nami :)
UsuńTo znowu ja. Tym razem ze spóźnionymi życzeniami urodzinowymi (lepiej późno niż wcale). Życzę Ci Aniu dużo zdrówka i miłości, spełnienia marzeń i samych szczęśliwych niespodzianek. Ogromnej witryny pełnej obserwatorów i nieustającej weny twórczej, żebyś się nigdy nie nudziła. Pozdrawiam cieplutko. Ucałuj też urodzinowo męża, mimo, że grudzień już dawno minął (będzie pretekst do całusa).
UsuńBałwan jest super:) A komentarz syna bardzo zabawny z poczuciem humoru.
OdpowiedzUsuńJa całkiem poważnie- jak się taką wędzarnię robi? Ale dokładnie, opis techniczny proszę, zasady. Wystarczy mi taka prowizorka, innej budowli nie potrzebuje, ale dane proszę. Poza tym umaję, zagaje i będzie ok.
OdpowiedzUsuńGaju, narysuje, zeskanuję i wyślę:) na mail:))
UsuńNa własne wędliny mam od dawna ochotę, jednak do tej pory się za to nie zabrałam. Bałwan rewelacyjny :)
OdpowiedzUsuńŻe świat staje na głowie,to wiem!Ale,żeby bałwan!?Rewelacja!No i dziecko podsumowało rodziców ;D!!!A tak na poważnie-prowizorki są super:)Ja,jak przez mgłę(czasy dzieciństwa)pamiętam wędzrkę zbitą z desek>Działała super!I pęta kiełbasy wiszące na drążku w spiżarni.Tygodnie nadawała się do jedzenia,wysuszyła się i cały czas była pyszna:) To były czasy!Aniu obudziłaś we mnie wspomnienia:)! LidiaL
OdpowiedzUsuńCzy po tym grzańcu to Wy też jak ten bałwan?Jeszcze do niedawna i świnka była wyhodowana osobiście i wędzenie w wędzarni przy kominie, gdzieś to uleciało tylko wspomnienia zostały. Jak zima przeciagnie się to wpadniecie w nałóg. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTen bałwan do góry nogami jest super , a wyroby własnej roboty mmmm pychota robiłam kilka lat temu . Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie :http://kraina-kwiatow-i-smakow.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńodlotowy ten bałwan- zresztą cała imprezka niezła- zgadzam się z obserwacjami syna!
OdpowiedzUsuńserdeczne
Aniu rozbawiłaś mnie tym postem.Zimowe zabawy fantastyczne. Ubawiłam się czytając opis wędzarni i oglądając zdjęcia, o wypowiedzi syna nie wspomnę. Mogę ci powiedzieć, że wędzarnię macie z wyższej półki, bo z cegłami hi, hi - u nas na działce komin doprowadzający jest przysypany ziemią - gdy się nie wędzi zarasta trawą. Synkowi powiedz, że na Pomorzu mają takie same jutowe szmaty:) Główny wędzasz to mój Tato- ma swój zastrzeżony rytuał- nawet wybiera określone gatunki drewna.Dobranoc Alicja
OdpowiedzUsuńPS przed zaśnięciem muszę to zobaczyć i przeczytać jeszcze raz:))
Alicjo, moja wędzarnie jest jak Wasza z paleniskiem i kominem w ziemi, a cegły leżą 10 lat bo mieliśmy murować wędzarnię z grillem:))
Usuńbałwan rewelacyjny opowiastka o nim również. wesoło tu u ciebie.
OdpowiedzUsuńjeśli zechcesz dostać moją kartkę z serduszkiem , to proszę napisz adres na maila
dosia000@o2.pl