Nazwaliśmy go Ziutkiem, choć w ubiegłym roku okazał się Ziutką, gdy zniósł jaja w psiej budzie ustawionej na wyspie na środku naszego stawu.
Miał urocze przyzwyczajenie - przychodził piechotą do nas na górę, pod taras. Dostawał wtedy posiłek, popijał wodą i odlatywał nad staw. Były to jego podwieczorki, taki rytuał niczym angielska five o'clock tea :). Nie bał się naszych psów, one też nie interesowały się nim, tak jakby był zawsze w naszym rodzinnym gronie.
Towarzyszył nam także podczas kąpieli w stawie. Siedział na brzegu lub na molo i przyglądał się naszym harcom. Było to przyjemne, wszak Ziutek(a) był dzikim ptakiem, a zachowywał się jak udomowiony!
Od września zamieszkiwał w psiej budzie na wyspie. Czuł się tam dobrze, było mu ciepło i bezpiecznie. Wychodził na posiłki, czyścił piórka i płynął z powrotem do swojego domku.
Gdy staw pokrył się lodem, przeniósł się do naszych sąsiadów, którzy napowietrzają swój staw wpuszczoną pompą wodną. Część tafli jest dzięki temu niezamarznięta i stanowi doskonałą zimową przystań dla wszystkich okolicznych kaczek, nie tylko Ziutka(i), ale i wielu par krzyżówek.
Wszystkie kaczki, co dzień dokarmiane, czuły się tu, mimo zimna, doskonale. Wiedziały, że krzywda ich w tym miejscu nie spotka. Jednak stało się...
Ziutek zniknął. Nie ma już Ziutka! Przepadł w biały dzień - jeszcze rano siedział na lodzie i jadł ziarno z innymi kaczkami, a w południe już go nie było i dotąd nie wrócił, chociaż minęło kilka tygodni. Nie jesteśmy pewni, co się z nim stało. Obawiamy się, że mógł upolować go lis. Są poszlaki na to wskazujące. Jednak my mamy jeszcze nadzieję, że może po prostu sobie gdzieś pofrunął? Może do któregoś z okolicznych gospodarstw? Może wiosną znów przyleci? Tak bym chiała...
Bardzo przywiązaliśmy się do tego dzikiego ptaka i brakuje nam go. Pociesza mnie myśl, że przez prawie cztery lata był z nami, przetrwał trzy zimy, było mu u nas dobrze, cicho i spokojnie i był wolny.
Smutne, ale takie są prawa przyrody.
Pozdrawiam ciepło,
Ojej,to smutne bo Ziutek tudzież Ziutka to wyjatkowe stworzenie,
OdpowiedzUsuńmam nadzieje że się odnajdzie bo bardzo lubię te Twoje historie o Ziutku.
Smutna ta historia Aniu:-(
Pozdrawiam Cię goraco:-)
Szkoda że tak się przytrafiło, ale jaka jest przyroda, nic nie trwa wiecznie, pozdrawiam kaczuszkę
UsuńCzłowiek bardzo się przyzwyczaja do ptaków.Są jak członkowie rodziny.Oby Ziutek wrócił. Ja też się martwię gdy pomyślę, że nasz kanarek Duduś ma 9 lat.Przeżyliście z nim wspaniały czas, nie każdy ma takie szczęście.Serdecznie pozdrawiam Aniu.
OdpowiedzUsuńTo bardzo smutne Aniu i wielka szkoda. Był do Was tak przywiązany, że trudno uwierzyć by sobie po prostu gdzieś odleciał. A może jednak?
OdpowiedzUsuńMoże wiosną wróci... Przesyłam cieplutkie pozdrowienia.
Aniu, aż z ciekawości, tak z rana wpadłem do Ciebie, bo piszesz o wspomnieniu Ziutka. Bardzo tę kaczuszkę polubiłem i mam nadzieję, że to nie lis, a tylko chwilowy odlot. Bądźmy takiej nadziei! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńAniu, uwielbiam czytać wszystkie Twoje opowieści o Ziutku ! Polubiłam Twoją kaczusię. Pod wpływem Ziucia zaplanowałam założenie oczka wodnego z nadzieją że może u mnie osiedli się ptak wodny... Ale ta informacja bardzo mnie zasmuciła !! Mam nadzieję że Ziutek wróci bo gdzie mu będzie lepiej jak nie u kochającej go rodziny !
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na pozytywne wiadomości o Ziuciu :)
Ziutku, jeśli gdzieś tam jesteś, wróć do Ani, ona bardzo tęskni!
OdpowiedzUsuńAniu;Z zainteresowaniem przeczytałam tego posta,przykra historia,może nie będzie tak źle i Ziutka wróci:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu! Ja też przyzwyczaiłem się do Ziutka! Fajny kaczor. Mam nadzieję, że powróci... Serdeczności!
OdpowiedzUsuńStworzyłaś nie tylko niezwykłe siedlisko dla siebie i swojej rodziny Aniu, ale i dla zwierzaków - tych domowych i dzikich. O Ziutku chętnie czytałam, może jeszcze wróci.
OdpowiedzUsuńTak smutno ale mam nadzieję , że będzie happy end.
OdpowiedzUsuńW dzieciństwie mieliśmy dziką kaczkę. Była u nas dwa lata. mieszkała z kurami, kaczkami , które mama karmiła. Ona zaś nie tylko była tam , przychodziła do naszego domu , mieszkania. Po dwóch latach zniknęła . Martwiliśmy sie , co sie stało . Ona zaś przyfrynęła do nas ze swoimi dziećmi . Przez kilka kolejnych lat odwiedzała na chwilę . :)
Oj Aniu przykro mi strasznie , miejmy nadzieję że nic mu się stało i jeszcze się u Was pojawi czego serdecznie życzę. Fajne były Twoje opowieści o Ziutku , lubiłam je czytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Pamiętam wcześniejsze posty o Ziutku: wesołe, zaskakujące historyjki. Szkoda by było... Miejmy nadzieję, że jeszcze się odnajdzie i powstanie z tego kolejna barwna opowiastka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Do mnie pod balkon przychodził kiedyś łabędź, codziennie czekał aż dostanie jakiś smakołyk, pewnego dnia po prostu znikł i już więcej go nie widzieliśmy, szkoda że nie mam nawet zdjęcia :(
OdpowiedzUsuńprawa prawami...ale człowiek się przyzwyczaja...
OdpowiedzUsuńmoże wrócą jej dzieci!
Aż mi się smutno zrobiło, może Ziutek znalazł swą miłość i instynkt go wezwał w inne miejsce, musimy tak myśleć, bo szkoda takiego mądrego ptaszora ...
OdpowiedzUsuńA co do frywolitki, też myślałam, ze to trudne, ale spotkało mnie miłe rozczarowanie, a raczej oczarowanie :)
Przytulam cieplutko :)
To smutne kiedy odchodzi taki zwierzak, do którego się przyzwyczailiśmy. Jest nadzieja, że z jakichś powodów zmienił okolicę ale nie wykluczone, że lis jednak miał w tym swój udział. Śliczny był z niego ptak i bardzo fajny towarzysz.
OdpowiedzUsuńNo właśnie - prawa natury... Oby jednak wrócił/a.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.
Może Ziutek/Ziutka tylko chwilowo zmieniła lokalizację? Piękne zdjęcia porobiłaś, cudnie uwidoczniają jej urodę :)
OdpowiedzUsuńAniu zmartwiłam się zniknięciem Ziutki, taka piękna przyjaźń i tak by się skończyła? Mam nadzieję,że Ziutka ciekawa świata wybrała się gdzieś za płoty i zwiedza okolice i z wiosną powróci.Mam taką nadzieję....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Może poleciała poszukać sobie partnera, u mnie kaczki już się ... łączą w pary, o tak to nazwijmy. Życzę Wam wszystkim a szczególnie kaczusi aby to było coś takiego a nie lis... trzymam kciuki aby wróciła :)
OdpowiedzUsuńTo smutne Aniu, tak łatwo się przywiązać do zwierzaka a tu nagle....
OdpowiedzUsuńSmutne, bo ptaszyna sympatyczna, ale może....
OdpowiedzUsuńJaka szkoda:(tak lubiłam te opowieści o Ziutku-Ziutce:)))
OdpowiedzUsuńАнна, очень трогательная история...расставание, это всегда грустно ((
OdpowiedzUsuńЯ надеюсь что еще вернется, и мы будем радоваться вместе с тобой...
Jak piszesz Aniu, Ziutka zniknęła kilka tygodni temu...Na gody to raczej za wcześnie... Może jednak poleciała gdzieś zwiedzać inne tereny. Tak jak kiedyś przyleciała do Was :)
OdpowiedzUsuńNiedawno jadąc do pracy nad drogą miedzy polami obserwowałam jastrzębia łapiącego w locie białego gołębia. Pomyślała, biedny gołąbek... a z drugiej strony, jastrząb też chce żyć. Prawa przyrody są okrutne, ale na to nie ma rady.
Wiem, jak Ci przykro Aniu.
O kurczątko to przykre,ale jakie prawdziwe.Aniu ja wierzę ,że jeszcze do Was wróci, a jak nie ,to do tak dobrych ludzi może przybędzie kolejna ptaszyna ,którą będzie trzeba się zaopiekować.
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
To smutne,może jednak jeszcze wróci...
OdpowiedzUsuńPrzywiązujemy się do zwierząt,dlatego jest nam trudno się pogodzić z najgorszym,chociaż zawsze jest nadzieja..
Pozdrawiam cieplutko Aniu :)
Aniu wierzę że jeszcze wróci i będzie Was cieszyć swoim towarzystwem:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko
Smutno mi. Może wróci. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGreat photos,
OdpowiedzUsuńregards
Posty o Ziutku zawsze czytałam z wypiekami na twarzy. To bardzo ciekawy bohater Twoich pięknych postów. Cieszyłam się, że spędza z Wami kolejna zimę. Trudno pogodzić się z jego zaginięciem.
OdpowiedzUsuńMam podobnie z sarnami. Jeszcze na początku stycznia przychodziły trzy sarenki i dwa koziołki. Któregoś dnia jedna z sarenek przywlokła się z rozerwaną łapką. Obserwując ją przez lornetkę zauważyliśmy, że ewidentnie złapała się w sidła. Wiemy, że jest kłusownik. Najpierw strzelał do saren a później...
Serdecznie pozdrawiam:)
O nie, Aniu to straszne co napisałaś. Tak fajnie o Ziutku zawsze pisałaś, że człowiek czuł się jakby sam go (a może raczej ją) znał. Mam ogromną nadzieję, razem z Wami, że jednak wróci. Że tylko wybrała się kaczucha na mały rekonesans okolicy :)
OdpowiedzUsuńBędzie mi Ziutka bardzo brakowało w Twoich wpisach. Jest mi bardzo, bardzo przykro, że nie ma go z Wami. A może znalazł inne miejsce i chwilowo tam został, ale wróci. Bardzo tego życzę :)
OdpowiedzUsuńOjejciu :( to takie smutne, pękło mi serce i to bardzo ! Mam nadzieję, ze jednak Ziutek wróci, albo przyjanmniej poleciała do innych gospodarstw :( Ach natura jest okropna :( ALe wciąż mam nadzieje i ja :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, choć masz rację -szanse raczej niewielkie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Smutne ale Aniu trzeba być dobrej myśli,Ziuta wróci na wiosnę... O tym co mogłoby go spotkać wcale nie myśl,skoro przetrwał u Was tyle lat to jest cwana... Może spotkała w jakimś gospodarstwie nowego kaczorka i z nim została:)ana wiosnę wróci tak jak do nas przylatuje parka, a się cieszę bo w stawie wody przybywa :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWierzę Aniu, jeśli mogę po imieniu, że Ziutek wróci a jesli będzie inaczej to trzeba poczekać na kolejne przygody z przyrodą. Póki co bądż dobrej myśli- niedługo przecież wiosna. Pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńA może pofrunęła szukać partnera,wszak wiosna juz tuż .Myślę że wróci z oblubieńcem i niebawem nam o tym opiszesz.Poczuła instynkt macierzyństwa ,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytam na jednym wdechu, z niepokojem w sercu, ale... no właśnie, uchwyciłam się tego małego "ale", ale nie ma ciałka, więc wierzę że mimo wszystko jest inne wytłumaczenie na jego/jej zniknięcie. Tego się będę trzymała i mimo wszystko wierzyła że wróci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Aniu:)
Trzeba mieć nadzieję, że Ziutek powróci. Bardzo bym tego chciała. :)
OdpowiedzUsuńŁza mi się w oku zakręciła. Niesamowity ptak. Może jednak wróci. Tego Ci życzę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMusi być dobrze! Myślmy pozytywnie!
OdpowiedzUsuńAniu! Dzięki Twoim opisom,Ziutek był troszkę mój:)! Zostaną wspomnienia:)Pozdrawiam! LidiaL
OdpowiedzUsuńBiedaczek,moze jednak nie spotkalo go nic zlego? Taka piekna kaczusia!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za te ciepłe komentarze.
OdpowiedzUsuńMartwię się razem z Tobą o los Ziutka...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńWielka szkoda Ziutka.....był jedną z ozdób Twojego bloga Aniu.
OdpowiedzUsuńA może jednak się pojawi?
I są jakieś wieści?
OdpowiedzUsuń