Post scriptum do stawu
nasz kaczy przychówek |
Za przyzwoleniem autorki tego bloga, pozwolę sobie dołożyć kilka/kilkanaście zdań do postu o naszym stawie. Naszym, bo jestem Paw, czyli pierwsza część Pawanny, inaczej mówiąc – małżonek wyżej wymienionej. Pewnie dlatego tez mi pozwala dodać coś od siebie. Ostatecznie tyle lat ze mną wytrzymała, że przetrzyma i te moje trzy grosze.
Do rzeczy. Staw rzeczywiście budowaliśmy w dwóch etapach,
ucząc się na własnych błędach i własnej niecierpliwości. Ale w końcu udało się
– powstał ku naszej radości, ale żeby nie było jej za dużo, po jego stworzeniu
pojawiły się kolejne problemy. Największym było zagospodarowanie ziemi
wykopanej pod nieckę stawu. Operator koparki rozrzucił ją wokół brzegów i tak –
w miarę możliwości – wyrównał, że z daleka wyglądało to dość dobrze. Z daleka…
Bo z bliska okazało się to dość nierównym, pełnym grud i
zapadlisk terenem. Ostatecznie, łyżka koparki nie jest precyzyjnym narzędziem
zegarmistrzowskim. Zatem, trzeba było coś zrobić z tym z lekka księżycowym
krajobrazem. Ale co? Traktor z walcem wjechać nie mógł, bo było za miękko,
ręczne pchanie walca też nie wchodziło w rachubę, bo po prostu nie dalibyśmy
rady. I tak, rozważając różne „za i przeciw”, Ania stwierdziła: „Trzeba to
udeptać!”. Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać… Ale od czego jest inwencja.
Deptanie butami oczywiście byłoby bez sensu, ale buty można przecież…
rozbudować.
Pod czujnym okiem autorki pomysłu i kierowniczki
przedsięwzięcia wykonałem z desek nakładki, które następnie należało mocno umocować
do obuwia. I ruszać do ubijania.
Czynności tej podjęła się Ania, z godną podziwu wytrwałością
udeptując kilkanaście arów nierównej ziemi wokół stawu. Z pięknym skutkiem!
Jakiś czas potem zajrzeli do nas przyjaciele, którzy
wcześniej widzieli nasz księżycowy krajobraz. Ze zdumieniem zadali mi pytanie:
„Czym to tak pięknie wyrównałeś?”. „Jak to czym? – odpowiedziałem bez większego
namysłu. – Żoną Anną”.
Od tej pory dla wszystkich naszych znajomych jest jasne, kto jest twórcą nie tylko stawu, ale też wielu innych ogrodowo-domowych dokonań, a kto tylko pomocnikiem.
Pozdrawiam Miłych Czytelników
Paw(eł)
PS
Jak żona pozwoli, to może jeszcze kiedyś coś napiszę. Na
przykład o naszych kaczuszkach co roku przychodzących na świat na wyspie na
stawie. Choć może o tym, oczywiście, napisać też sama Pawanna. Wtedy ja znajdę jakiś kolejny temat.
Bardzo milo Ciebie poznac Paw(le), widze, ze macie wiele ciekawych historii zwiazanych z domem I ogrodem, cudnie sie je czyta, pozdrawiam cala rodzinke:)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna wiem, że Pawanka jest niesamowita:)))Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńMiło mieć pomocnika w ogrodzie i pomocnika w blogowaniu:))
OdpowiedzUsuńMiło było poznać i czekam na inne opowiastki:)
Pozdrawiam serdecznie
w imieniu Paw(ła) serdecznie dziękuję:)
UsuńA, to stąd Pawanna! Pięknie!
OdpowiedzUsuńBliskie dziecko tak właśnie odmieniało imię Paweł. "Idziemy do Pawia", i tak nam w rodzinie zostało.
Stawu pozytywnie zazdroszczę.
No proszę, po raz pierwszy czytam zdania udzielającego się w blogu żony męża:)Jakie to przyjemne:) podziwiam staw i Wasze zmagania z działką, pięknie po prostu pięknie!
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że to jest blog Anny i Pawła i to jest bardzo miłe. Mój mąż by raczej tego nie zrobił. Pomysł "uklepania" ziemi wokół stawu był świetny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z udeptywania terenu żoną - jak to mówią potrzeba matką wynalazku - pomysł z deseczkami wart naśladowania :))) Kaczy przychówek nadzwyczaj udany.Pozdrawiam Alicja
OdpowiedzUsuńWitam drugą połowę Anny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł z tym udeptywaniem ziemi przez małżonkę :) Ciężka praca przy takim metrażu ;))
Wspaniale mieć swój własny staw, z wysepką i kaczuszkami ....
Ach,tak pozytywnie zazdroszczę :)
Pozdrawiam
Witam Pawła :) Piękny jest Wasz staw, gratuluję, a o kaczuszkach chętnie poczytam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, miłego wieczoru.
Witaj Pawle/Pawiu. Stanowicie piękny duet jak widzę nie tylko w życiu. Miło Cię poznać. Mój mąż też walczy dzielnie u mojego boku (albo odwrotnie)ale bloga tylko czyta. Może za Twoim przykładem da się namówić! Ten Wasz staw to takie niespełnione moje marzenie, u nas nie do zrealizowania. Lilie wodne i teraz jeszcze kaczuszki. Marzenie! Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńkaczuszka na pierwszym zdjeciu jest tak słodka:))))pozdrawiam take zonę Annę,,hihihi
OdpowiedzUsuńRewelacja- opis świetny, humor wspaniały. Ja poproszę o następne wpisy Pana Pawia/Pawła. Pozdrawiam Aniu. :-))
OdpowiedzUsuńPozdrawia Pana Pawia .Uściski dla Ani .Ewa Agata
OdpowiedzUsuńDziękuję wszystkim w imieniu mojego M i obiecuję, że to nie będzie ostatni jego post! pozdrawiam wszystkich serdecznie:)
UsuńA ja naiwna myślałam,że Ania kocha pawie i stąd Pawanna:D!!!Pozdrowienia dla męża-cudna historia!Sprawdza się przysłowie "co dwie głowy,to nie jedna", a jeszcze "głowy" połączone wspólną pasją i miłością!Mnie przypomniała się mój M,gdy zakładaliśmy trawnik-zrobił walec do ugniatania trawnika z rury (do środka nasypał piachu-by była ciężka)!Walec spisał się świetnie i M również:D!!!Walec zrobił furorę,znajomi pożyczali go od nas:)!Pozdrawiam! LidiaL
OdpowiedzUsuńTeż pomysłowy Twój M!
OdpowiedzUsuńKaczuszka słodka . Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń2013 pewnie też był przychówek na stawie i wile się tam działo :)
Pozdrawiam :)